Tym razem wrzuciliśmy na luz i wybraliśmy się na nieco spokojniejszy wyjazd — chociaż nogi i tak wiedzą swoje.
Zaczęło się niewinnie: Wąwóz Homole — pięknie, zielono, kamyki jak z bajki. Potem zdobyliśmy Wysoką, bo skoro już jesteśmy w górach, to trzeba się trochę zmęczyć, żeby kawa w schronisku smakowała lepiej.
Dalej odwiedziliśmy Durbaszkę i przeszliśmy przez słowacką stronę Pienin — krajobrazy takie, że aż chciało się zrobić milion zdjęć (i część z nich znajdziecie niżej!).
Wieczorem ognisko dla chętnych — klasyka: kiełbaski, dym w oczach i rozmowy do późna.
Drugiego dnia dla odmiany… siedzieliśmy! Ale tylko w pontonach, bo czekał nas spływ Dunajcem. Trochę relaksu, trochę chlapnięć wodą — i oczywiście obowiązkowe selfie na środku rzeki.
A na koniec, żeby nie było za spokojnie, wbiliśmy jeszcze na Szafranówkę. Bo wiadomo — wyjazd bez ostatniego podejścia to wyjazd stracony.
W załączniku kilka fotek uczestników























