Miniony weekend spędziliśmy w Tatrach, gdzie postanowiliśmy zaszaleć i przespacerować się po Grani Rohaczy. Ale już na rozgrzewkę dorzuciliśmy Salatín, Pachol, Baníkov i Trzy Kopy – bo przecież jak już człowiek wylezie w góry, to nie po to, żeby siedzieć na jednej skale!
Oczywiście była opcja zejścia w kilku miejscach i nie robienia całej trasy,
a dla chętnych – również łatwiejszy wariant wokół Rohackich Stawów.
Ale że…
pogoda była wręcz podejrzanie dobra – zero deszczu, brak upału, widoki jak z drona (choć robione telefonem) – to w takich warunkach trudno niektórym było nie iść dalej… i dalej… i jeszcze kawałeczek.
Efekt? 15 godzin na szlaku pierwszego dnia, a drugiego – kolejne 10.
Większość uczestników zamiast regeneracji po Rohaczach, postanowiła drugiego dnia dołożyć jeszcze jeden z trzech szczytów: Bystrą Ławkę, Krywań albo Koprowy Szczyt.
Prawdopodobnie z ciekawości, gdzie kończy się granica ludzkiej wytrzymałości (spoiler: jeszcze nie tam).
Trasy były konkretne, widoki oszałamiające, a na ostrzejszych fragmentach można było doświadczyć górskiego rollercoastera bez pasów bezpieczeństwa.
Emocje? Były. Pot? Był. Satysfakcja? Ogromna.
W załączniku znajdziecie zdjęcia uczestników – zmęczonych, ale szczęśliwych.
Do zobaczenia na kolejnych wyprawach!




























